WYJAZDOWY STU(dent) – wyjazd na Erasmusa

Pierwsza rada dla wszystkich, którzy planują wyjazd — trzeba się przestawić, dać sobie trochę czasu i absolutnie się nie zniechęcać.

Skąd pomysł na to, że Erasmus to program odpowiedni dla ciebie?

 

O samej możliwości wyjazdu wiedziałam już wcześniej, natomiast nigdy o nim tak naprawdę poważnie nie myślałam. Głównie dlatego, że „karierę” zaczęłam na drugim roku. Co prawda od mniejszych projektów na stażach, jednak szybko pojawiły się obowiązki wymagające długoterminowego zaangażowania. Od 2015 roku pracuję w agencji employer brandingowej Higher, która dała mi ogromny kredyt zaufania i postawiła przed konkretnymi wyzwaniami. Trochę obawiałam się, że wyjazd pokrzyżuje nasze plany. Na szczęście potoczyło się inaczej. Pewnego poranka odświeżyłam skrzynkę mailową, otworzyłam folder „powiadomienia”, w który notabene nigdy nie wchodzę. Znalazłam wiadomość dotyczącą rekrutacji. Coś mnie tknęło (dosłownie, miałam przeczucie!) i zaczęłam zapoznawać się z ofertą. Cały czas towarzyszyła mi świadomość, że jeśli nie zrobię tego teraz, to nie zrobię tego już nigdy. Takie decyzje chyba zapadają z poziomu serca. Pamiętam jak dziś wysyłanie aplikacji przy piosence „L’italiano” Toto Cotugno. Po drodze (jak na każdej, która prowadzi w fajne miejsce) pojawiło się wyzwanie – okazało się, że do Włoch nie wypuszczają studentów bez włoskiego. W pewnym momencie byłam już tak uparta, że podczas samej rekrutacji i rozmowy kwalifikacyjnej, zobowiązałam się do opanowania języka przed wylotem. Chyba byłam przekonująca, bo mnie przyjęli.

Już po tygodniu miałam zgraną ekipę, z którą spędziłam cały wyjazd i do dzisiaj mamy kontakt. Miesiąc temu zjechaliśmy się do Łodzi z pięciu miast – to pokazuje siłę zawieranych przyjaźni podczas Erasmusa.

Dostałaś zielone światło. Możesz jechać. Jakie były kolejne etapy, które ostatecznie pozwoliły ci na wyjazd?

 

Fajny był moment, w którym dowiedziałam się oficjalnie, że zostałam przyjęta do programu. To jak z awansem – wszyscy ci gratulują przez jeden dzień, a później musisz mierzyć się z codziennością i nowymi obowiązkami. Tutaj było zupełnie tak samo. Zaczęłam od nauki języka – moja znajomość włoskiego wówczas była na poziomie „pizza”, „pasta” i „grazie”. Dodatkowo szlifowałam angielski. Równolegle przyszło mi stawić czoła papierologii, przez którą większość studentów niesłusznie rezygnuje z wyjazdu. Należało załatwić wszystkie dokumenty z Biurem Współpracy z Zagranicą, założyć konto walutowe, zebrać dokumenty z dziekanatu i dopiąć tematy z moim promotorem, żeby w ogóle pozwolił mi na wyjazd i pisanie pracy magisterskiej zdalnie. Musiałam też ułożyć sprawy zawodowe. Gdy podejmowałam decyzję o złożeniu dokumentów, najbardziej bałam się, że nie będę miała do czego wracać – który pracodawca na pół roku da Ci wolne? Otóż mój. 🙂 W 95% przypadków studenci słyszą, że fajnie się współpracowało, jednak taka decyzja kończy współpracę. Ja usłyszałam „to najlepsza rzecz, jaką możesz zrobić, sam bym zrobił tak samo”. Dokończyłam projekty, przygotowałam rekrutację na moje stanowisko i wyleciałam, a po powrocie wróciłam z awansem.

 

Powiedziałaś, że jedną z przeszkód w tym, żeby wyjechać na Erasmusa, mogą być kwestie formalne. Jak myślisz, co jeszcze może powstrzymywać studentów przed wyjazdami na wymiany studenckie?

 

Często studenci obawiają się innego stylu życia, szczególnie jeśli zmieniają Polskę na Włochy, Hiszpanię czy Portugalię. Bliżej tam do dezorganizacji niż organizacji, jednak i w tym szaleństwie jest metoda. Pamiętam swoje pierwsze zajęcia, na które przyjechałam 15 minut przed czasem, a rozpoczęły się 25 minut po ustalonej godzinie. Następnego dnia przyjechałam już według czasu włoskiego. 🙂 Bariera językowa może być kolejnym mocnym blockerem. Jeden student spojrzy na to, jak na mur, którego nie przeskoczy, drugi (to jest to lepsze podejście) jak na super fajną szansę nauczenia się nowego języka. Szczerze uważam to za jedną z największych wartości tego wyjazdu.

 

W jaki sposób wyglądały twoje poszukiwania związane z mieszkaniem?

 

Zaczęłam od szukania mieszkań w Internecie. Szybko okazało się, że nie jest to jednak dobry trop. Osoby, które je wynajmują, obawiają się, że będzie tam prowadzony szalony, imprezowy tryb życia. Dodatkowo na takich stronach mieszkania są dużo droższe. Ja na swoje trafiłam przez organizację studencką. Przy wynajmowaniu mieszkania ważne jest dokładne przeskanowanie zdjęć. Warto pytać o całokształt kwoty wynajmu, ponieważ zazwyczaj podawane są koszty bez wliczonych opłat za gaz, wodę, prąd, Internet. Może okazać się, że dodatkowe koszty to np. 50 euro w skali miesiąca, a to już 50 kawałków pizzy – przepraszam, taką walutą się posługiwałam we Włoszech. 🙂 Trzeba być też gotowym na opłacenie kaucji w cenie miesięcznego czynszu.

 

Zostańmy przy kwestiach związanych z pieniędzmi. Jaki miałaś budżet miesięczny i na co mogłaś sobie z nim pozwolić?

 

Grant wynosił 500 euro miesięcznie. Wiedziałam jednak, że do tego biznesu trzeba dołożyć, jeśli wyjazd ma być taki, jak sobie wymarzyłam. Gdybym wyjechała i siedziała tylko w mieszkaniu, wydając pieniądze jedynie na jedzenie i dojazdy do uczelni, 500 euro na południu Włoch byłoby wystarczające. Jeśli jednak wybrałabym Rzym, wówczas 500 euro starczyłoby mi na wynajem mieszkania. Średnio dokładałam 150-200 euro miesięcznie od siebie z racji częstych wyjazdów. Jeśli ktoś podobnie jak ja głęboko żyje sentencją „your money will return, experience not”, to dobrze zacząć odkładać na wyjazd wcześniej.

 

We Włoszech byłaś sama. Z dala od znajomych, przyjaciół, rodziny. Musiałaś uporządkować życie w innym miejscu. Jak sobie z tym wszystkim poradziłaś?

 

Dostałam się na uczelnię, na której byłam jedyną studentką z Uniwersytetu Łódzkiego. Baa, byłam jedną z dwóch studentek z Europy. Studiowałam głównie z Koreańczykami i Chińczykami. Jak sobie radziłam? Trudne dobrego początki. Okazało się, że po roku nauki mój włoski nie był taki super. Jak mało umiem, okazało się już przy pierwszym spotkaniu z kobietą, która wynajmowała mi mieszkanie. Mówiła szybko, do tego dialektem baryjskim. Wyszła z mieszkania, a ja usiadłam, złapałam się za głowę i pomyślałam, że w życiu się z nią nie dogadam. Po czterech miesiącach, oddając jej klucze do mieszkania, byłam w stanie już płynnie rozmawiać. Pierwsza rada dla wszystkich, którzy planują wyjazd — trzeba się przestawić, dać sobie trochę czasu i absolutnie się nie zniechęcać. Ja dopiero po dwóch tygodniach zaczęłam czuć się komfortowo i osłuchiwać z językiem, mimo że miałam mocne podstawy. Jak się odnalazłam? Przede wszystkim dużo wychodziłam. Już po tygodniu miałam zgraną ekipę, z którą spędziłam cały wyjazd i do dzisiaj mamy kontakt. Miesiąc temu zjechaliśmy się do Łodzi z pięciu miast – to pokazuje siłę zawieranych przyjaźni podczas Erasmusa.

 

Co ci się nie podobało w tej wymianie?

 

To były raczej detale. Natomiast z perspektywy czasu nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobały. Taka rzecz, która mnie uderzyła w pierwszym miesiącu, to całkowita dezorganizacja życia. Wcześniej każde moje 5 minut było zaplanowane. Nagle przeszłam do trybu, w którym mogę spokojnie zjeść śniadanie, wypić kawę, posłuchać muzyki i nie odpalać poczty. Na spokojnie sprawdzałam media społecznościowe, pisałam ze znajomymi, chodziłam na zajęcia bez stresu, że muszę sprawdzać wiadomości od zespołu, gotowałam obiady, a wieczorem wychodziłam do miasta. Ciężko było mi się przestawić na spokojniejszy tryb. Później jednak bardzo to doceniłam i tę cząstkę włoskiego życia sobie zostawiłam.

 

W jaki sposób ten wyjazd przełożył się na rzeczywistość, do której wróciłaś po 4 miesiącach? Co on ci dał?

 

Naprawdę wróciłam mentalnie odmieniona. 4 miesiące luzu, jednak nie lenistwa, sprawiły, że nabrałam dystansu do bardzo wielu tematów; zawodowych, prywatnych, do radzenia sobie lepiej z przeciwnościami. To zabrzmi patetycznie, jednak przewartościowałam na nowo wszystko, co mam wokół siebie. Mam na pewno większą swobodę i luz w sytuacjach, kiedy coś mi nie wychodzi. Moi znajomi byli zaskoczeni, że wracam do rzeczywistości po wyjeździe i mam w sobie tyle pozytywnej energii. Ten wyjazd był też przełomowy pod kątem podróży. Zawsze je lubiłam. Byłam jednak zwolenniczką wycieczek organizowanych przez biura. Ten wyjazd sprawił, że sama się tym teraz zajmuję. Ogarniam wszystko: bilety na samolot, dojazd na lotnisko, hotel i knajpy, w których zjem.

 

5 najważniejszych wskazówek, które przekazałabyś wszystkim planującym wyjazd na Erasmusa.

 

     1. Język.

 

Warto przyłożyć się do nauki języka i potraktować to jako inwestycję. Szybkość, w jakiej się go łapie jest według mnie zastraszająca. Super jest mieć jakieś podstawy komunikacyjne, a później reszta przyjdzie sama.

 

     2. Sprawdź uczelnię, na którą jedziesz.

 

Podpytaj osoby, które tam były. Częsta historia z Erasmusa to obiecany kurs w języku angielskim. Przyjeżdżasz i okazuje się, że kurs jest po włosku i nic nie da się zrobić. Ja skontaktowałam się z dziewczyną, która była na Erasmusie (na mojej uczelni) i tak naprawdę zdecydowałam się na nią dzięki niej. Żeby było zabawniej – koleżanka, która teraz tam studiuje, została przekonana przeze mnie. Takie „podaj dalej”.

 

     3. Korzystaj ze wsparcia organizacji studenckich.

 

W przypadku problemów z mieszkaniem, sprawami administracyjnymi – takie osoby są w stanie rzeczywiście pomóc. A i życie towarzyskie kwitnie tam chyba najbardziej!

 

     4. Nie bój się papierologii.

 

Może się ona wydawać straszna i męcząca. Absolutnie jednak warto. W momencie, kiedy już wszystko załatwiłam, to poczułam, że jak to przeżyłam, to już wszystko jest do zrobienia.

 

     5. Korzystaj z życia.

 

Postaw na emocje i doświadczenia. To prawdopodobnie jedyna okazja w życiu i absolutnie wyciśnij z tego wyjazdu najwięcej, jak możesz. Podróżuj, poznawaj nowych ludzi, próbuj nowych smaków. Żyj tak, żeby po dwóch, trzech latach nie żałować, że można było jeszcze więcej wziąć z tego wyjazdu.

 

Rozmawialiśmy z Angeliką Urbaniak – zawodowo Employer Branding Managerem w Higher, sportowo zawodniczką CrossFit, a prywatnie łodzianką z sercem zostawionym na południu Włoch.