Obrany kierunek, czyli sztuka decydowania o własnej edukacji

Czy chcieć to móc? Pewnie powiesz, że nie zawsze jest to możliwe, ponieważ niektóre rzeczy pozostają dla nas nieosiągalne. Tutaj jednak przychodzi mi do głowy pytanie: czy warto w życiu być upartym? Na przykładzie mojej historii odpowiem, że warto.

 

Na studiach wybrałam kierunek (filologię polską), który w ogóle nie był zbliżony do moich zainteresowań. Marzyłam jedynie, żeby dostać się na wymarzoną uczelnię (Uniwersytet Warszawski był spełnieniem pragnień). Od razu wiedziałam, że po moim humanistycznym wyborze kariery nie zrobię, bo nie czułam pasji ani zainteresowana w tym obszarze. Na zajęciach siedziałam i się nudziłam. Chciałam robić coś, co byłoby praktyczne, aktualne i pożyteczne. Wtedy do głowy przyszła mi weterynaria! Tutaj jednak pojawił się problem, ponieważ nie miałam matury z biologii i chemii. Dlaczego nie poczekałam roku i jej nie napisałam? Ponieważ w wyniku odgórnych ustaleń i mojej niewiedzy, wypełniłam całą rubrykę w deklaracji maturalnej, zapisując maksymalną liczbę przedmiotów, jaka była możliwa. I, jak się domyślacie, nie było tam biologii i chemii. Jak sobie z tym poradziłam?

 

 

     Może nie każdy wie, ale wiele uczelni ma możliwość zapisania się na dowolny kierunek II stopnia, o ile ma się tylko licencjat na dowolnym kierunku I stopnia, również na innej uczelni. Oznacza to, że studiując, dajmy na to, filologię polską, możesz na studia magisterskie iść… np. na biologię. Brzmi jak wariactwo? No, więc jestem wariatką.

     Warunkiem jest uczestnictwo i dobry wynik w tak zwanej rozmowie kwalifikacyjnej/egzaminie wstępnym, który odbywa się we wrześniu (u mnie tak właśnie było). W moim przypadku był to egzamin ustny. Musiałam nauczyć się 50 pytań, które zamieszczone zostały na stronie wydziału, a na egzaminie odpowiedzieć na 2 z nich. Przyznam, nauki było bardzo dużo, ale sama sobie postawiłam taką poprzeczkę i zamierzałam, chociaż spróbować jej sprostać. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ przez całe lato pracowałam w pizzerii, czasem po 12 godzin. Kiedy tylko pojawiały się jakieś wolniejsze chwile, siadałam przy stoliku i  wkuwałam. Praca i nauka były trudne do pogodzenia, ale mnie się udało. Studiuję biologię, mimo że całe życie byłam humanistką.

     Uważam, że nie należy uczyć się czegoś na siłę. Chcę, żebyście mnie dobrze zrozumieli. To, że macie jakieś obowiązkowe przedmioty, które trzeba zdać, nie znaczy, że możecie sobie je olewać, bo tak Wam się podoba. Ja jednak zawsze miałam jedną zasadę:  jak coś jest nudne i niepotrzebne, wystarczy mi 3. Po co się męczyć? Warto poświęcić ten czas na coś, co rzeczywiście ma znaczenie. Uwierzcie mi. To, że macie same piątki, nic nie znaczy (jest ważne wtedy, gdy staracie się o stypendium). W moim przypadku tak nie było, więc mogłam sobie pozwolić na zajęcie się moim hobby i rozwijaniem pasji, czego nie żałuję. Postawcie sobie priorytety i oceńcie, jaki wpływ będą miały Wasze działania na przyszłość. Najważniejsze, żebyście to Wy byli szczęśliwi, a nie ludzie dookoła.

     Jakie mam oczekiwania względem rynku pracy? Cóż, jest wiele możliwości, jakie oferuje mi moja uczelnia, jak chociażby biuro karier, które może być początkowym punktem odniesienia dla osób, które pomimo tego, że są na swoim wymarzonym kierunku, nie do końca wiedzą, co będą robić. Ja chciałabym pójść na doktorat i pracować w laboratorium przy mikroskopie, ponieważ bardzo polubiłam sposób poznawania świata od strony najmniejszych organizmów.

     Inna rzecz, która może ułatwić poznanie siebie to koło naukowe. To zawsze dobry pomysł ze względu na to, że można poszerzać swoje horyzonty i poznawać interesujące osoby. Kto wie, może któraś z nich wpłynie na Wasze życie, pokazując coś, o czym do tej pory nie mieliście pojęcia? Warto szukać i warto się interesować. To my piszemy swoją przyszłość.

 

Tekst napisała dla Was Karolina — miłośniczka podróży, studentka biologii na Uniwersytecie Warszawskim, wielbicielka kotów.